Sejm przyjął ustawę o związkach metropolitalnych przed wyborami.
Z jednej strony w tym okresie strona rządowa jest bardziej skłonna do kompromisu, chcąc zdążyć z uchwaleniem ustawy przed końcem kadencji na jednym z ostatnich posiedzeń. Przyjęła więc większość postulatów korporacji samorządowych. Z drugiej strony, czy w takim trybie powinno się procedować zmiany ustrojowe państwa? Przecież w Przesłaniu przyjętym przez Kongres 25-lecia Samorządu Terytorialnego w Poznaniu mówiono o konieczności dokonania systemowego przeglądu prawa i zaproponowano utworzenie komisji kodyfikacyjnej prawa samorządowego. Jest to potrzebne, bo model polskiego samorządu powinien być spójny i należy uniknąć fragmentarycznych zmian prawa, powodujących niespójność i nowe problemy.
Dobrze się stało, że nie będzie nowej jednostki, tylko związek z udziałem przedstawicieli wybranych władz miast, gmin i powiatów, ale rodzi się wiele pytań. Czy zostanie zachowana równowaga między związkiem metropolitalnym, a wchodzącymi w jego skład samorządami, czy nie będzie kolizji kompetencyjnych? Czy w związku da o sobie znać tendencja upartyjniania samorządów?
Ograniczenie związków metropolitalnych w oparciu praktycznie o 12 miast pozostawia pytanie co z aglomeracjami poniżej 500 tys. mieszkańców? Co z połączeniami komunikacyjnymi pomiędzy miastami spoza dwunastki? Jak będą tworzone granice związków? Co z samorządnością, skoro związek ma być obligatoryjny, a dla jego utworzenia wystarczy tylko 70% pozytywnych opinii rad miast na prawach powiatu i rad gmin położonych w granicach obszaru metropolitalnego oraz 50% rad powiatów, na obszarze których leży co najmniej jedna gmina położona w granicach obszaru metropolitalnego? Jakie będą skutki dla powiatów, z których część gmin będzie należała do związku, a część nie?
I podstawowe pytanie: co zrobić, aby nie spowodować powstania samorządów dwóch prędkości rozwoju – tych ze związków i całej reszty poza związkami?
tadeuszwrona7@gmail.com