Strona główna  |  Wydawnictwo  |  Kontakt  |  Reklama
.

 
Aktualności

»

Tomasz Polkowski: Dla gminy droga jest ważniejsza niż dziecko

Gminy wiejskie często balansują na krawędzi ustawowego limitu zadłużenia. A tworzenie nowych struktur socjalnych jest tym trudniejsze, że nieatrakcyjne z politycznego punktu widzenia - zauważa prezes towarzystwa \"Nasz Dom\".

\"\"Odpowiada Tomasz Polkowski, prezes towarzystwa "Nasz Dom"


Kiedy mowa o patologiach opieki nad dziećmi, wskazuje się na zły system i bezmyślne państwo. Ale samorządy też chyba są winne. Rodziny zastępcze psują humor urzędnikom, którzy wiedzą lepiej, a domy dziecka to miejsca pracy, które trzeba chronić...

Nie wypowiadałbym się tak jednoznacznie. Na pewno w niektórych miejscach tak jest. Ale największym problemem jest kiepskie prawo. Wystarczy spojrzeć na ustawę o wspieraniu rodziny i systemie pieczy zastępczej.

Słucham? To miała być rewolucja...
Ano miała... Ta ustawa miała zrewolucjonizować system, ulepszyć mechanizmy wspomagania rodzin, chronić je przed mechanicznym odbieraniem dzieci. Miała finansować domy dziennego pobytu, stworzyć mechanizmy prewencyjne. Jej zapisy brzmią dobrze, gorzej z potencjalną realizacją. Problem w tym, że odpowiedzialność za przeprowadzenie reform spoczęła na samorządach, ale nie poszły za tym pieniądze.

To dlaczego ciągle obrywa się samorządom?
Bo oszczędzają. I trudno im się dziwić. Z ekonomicznego punktu widzenia ta ustawa to bubel. Na tak wielką, zapowiadaną od lat reformę potrzeba około miliarda złotych, a przeznaczono raptem 60 mln. To oczywiste, że jej założenia spróbują wypełnić jedynie miasta i najbogatsze gminy. W większości powiatów system koordynatorów i asystentów rodziny będzie fikcją.

Nadal nie rozumiem, skąd biorą się historie o starostach czy wójtach stających na głowie, żeby zamknąć rodzinny dom dziecka... W minionym roku takie przypadki mnożyły się na potęgę. A powinni być zadowoleni, w końcu ktoś odwala za nich robotę z polityką społeczną. I jest taniej.
Ale nie jest! Ustawa wprowadza odpowiedzialność finansową władz gminnych za dzieci podlegające dowolnej formie pieczy zastępczej. W pierwszym roku samorząd musi pokryć 10 proc. kosztów ich utrzymania, w kolejnych latach to obciążenie ma rosnąć, aż do 50 proc. To poważne sumy. Do tej pory można było zepchnąć dzieci na barki jakiegoś abstrakcyjnego powiatu, teraz trzeba samemu wyłożyć pieniądze. Dlatego spodziewam się, że w dłuższej perspektywie gminy będą bardziej troszczyły się o ochronę rodzin, by nie ponosić kosztów umieszczenia dziecka w pieczy zastępczej. Oczywiście ten medal będzie miał dwie strony - w jednych samorządach opieka socjalna się sprofesjonalizuje, w innych kryzysy rodzinne będą wyciszane.

Mówimy o przyszłości. Ale tu i teraz wcale nie jest lepiej. Też brakuje wsparcia dla rodzin patologicznych, też oszczędza się na pedagogach i psychologach. I też nie ma komu pracować z dysfunkcjonalnymi rodzicami.
Owszem, rodziny zastępcze przez lata miały ogromne pretensje, że są traktowane przedmiotowo. Kontrole, zaglądanie w lodówki, żadnego wsparcia. Mają to zmienić koordynatorzy będący kimś na kształt przyjaciół rodziny, którzy zareagują i na problemy wychowawcze, i na pękniętą rurę. Ale to też będzie fikcją. W 99 proc. przypadków to zadanie otrzymały Powiatowe Centra Pomocy Rodzinie, czyli ci sami ludzie, do których opiekunowie mieli pretensje.

Wystarczy przejrzeć lokalną prasę, żeby uwierzyć, że słuszne.
Często tak. Ale kluczową rolę gra nie zła wola, tylko pieniądze. PCPR w wielu powiatach są kadłubowe, samorządu nie stać na psychologów czy pedagogów, więc na problemy rodzin reagują urzędnicy, od których trudno wymagać specjalistycznego przygotowania.

Ale kiedy urzędnik chce zabrać dzieci do „bidula”, bo są rozczochrane, trudno mówić o braku przygotowania. Raczej o braku empatii i bezmyślności.
Tak bywa, bo wciąż wsparcie dla rodzin zastępczych czy dysfunkcjonalnych biologicznych jest rozumiane jako zaspokajanie potrzeb materialnych. I to bez długofalowego planu, bez określenia celu, jakim jest odbudowa rodziny, tylko od przypadku do przypadku. Są oczywiście pozytywne przykłady, jak w Warszawie, gdzie działa sieć ośrodków wspierania rodzin. Ale gdy zajmują się tym ludzie zza biurek...

Traktują opiekunów jak przedsiębiorców...
...i czasem im się wydaje, że ludzie znaleźli sobie sposób na wygodne życie, zarabiając na dzieciach. Nie zawsze rozumieją, że chodzi o pomoc psychologiczną, rozwojową, a nie o wysokość zasiłku i beneficja. Duże miasta, jak Warszawa, Trójmiasto czy Wrocław jakoś tę politykę prowadzą. Ale przeciętny powiat ma fikcyjny PCPR w postaci jednej osoby, która teraz będzie musiała zorganizować cały system pieczy zastępczej. Istnieje niebezpieczeństwo, że to będą robić ludzie przypadkowi.

A teraz nie są? Kiedy gmina ma zatrudnić fachowca, przesuwa na odcinek społeczny pana Kazia z wydziału społecznego, bo kiedyś skończył pedagogikę. Albo zatrudnia znajomą wójta, która dwadzieścia lat temu zrobiła magisterium z psychologii.
Większość samorządów nie ma wyjścia. Gminy wiejskie, nie mówiąc już o powiatach, są biedne, często balansują na krawędzi ustawowego limitu zadłużenia. A tworzenie nowych struktur socjalnych jest tym trudniejsze, że nieatrakcyjne z politycznego punktu widzenia. Lokalni politycy wiedzą, że sprawy socjalne i wsparcie zagrożonych rodzin trudno sprzedać wyborcom. Są bardziej nośne tematy – szpitale, licea, boiska...

To znaczy, że nie umieją liczyć. Kilkadziesiąt tysięcy wydanych na uratowanie dziecka od przytułku oznacza setki tysięcy zaoszczędzone na opiece nad przyszłym klientem opieki społecznej.
Ale to nie jest Ameryka, gdzie się koszty usług liczy się w perspektywie dziesięcioleci. U nas rachunek obejmuje - jeżeli w ogóle ktoś go robi - okres do najbliższych wyborów. Poza tym i samorządowcy, i dyrektorzy domów dziecka obserwują, jak działa państwo i prawo. Dlaczego mają przejmować się, że zgodnie z ustawą dom dziecka może mieć nie więcej, niż 14 pensjonariuszy, skoro na spełnienie tego wymogu jest aż 9 lat? Decydentów mierzących czas kadencjami to demoralizuje. Szmat czasu, będą jeszcze ze dwie nowelizacje i trzy reformy, a jak nie, to kolejna ekipa niech się martwi...

Mimo wszystko to dziwne. Te rodziny zastępcze to też wyborcy. Może na poziomie ogólnopolskim mniej się liczą, ale lokalnie przy urnie już mogą zaszkodzić albo pomóc, a nikt nie uwzględnia ich głosu.
Ale tę ustawę tworzono właśnie na potrzeby polityczne! Była potrzebna na Dzień Dziecka, by przed wyborami pokazać, jak to się pochylamy nad rodzinami. Tyle, że interesu dziecka w niej nie widać. Dzieci nadal będą kwitły w ośrodkach-molochach, choć mogłyby wrócić do rodzin naturalnych, a te zastępcze dalej będą sfrustrowane. Diabeł tkwi w szczegółach - otóż to rodzina ma prosić o wsparcie koordynatora. A po doświadczeniach z bezdusznym czy sztywnym urzędnikiem kto sam zwróci się do urzędu? W dodatku ci koordynatorzy mają wspierać rodziny z maksymalnie dwuletnim stażem, by wspierać niedoświadczonych. Tyle, że takie rodziny są jeszcze pełne entuzjazmu i raczej nie doświadczają kryzysów, w przeciwieństwie do tych z długim stażem, często wypalonych.

Wspomniał pan, że lokalne władze będą obchodzić obowiązki wynikające z ustawy. Ale to nic nowego, już się dzieje. Weźmy mieszkania usamodzielnienia...
Dzieci po dużych instytucjach są zupełnie nieprzygotowane do samodzielnego życia. Na całym świecie takie mieszkania istnieją i spełniają swoją rolę. Oczywiście o ile takie mieszkanie uzupełnia program dający umiejętności życiowe. A z tym bywa różnie.

Mówi się, że samorządom tworzącym takie mieszkania przyświeca nie wyższy cel, ale potrzeba redukcji pensjonariuszy w domach dziecka. Wypycha się nastolatki do takich mieszkań i czeka, aż osiągną pełnoletniość i znikną z rejestrów.
Gdyby domy dziecka działały tak, jak nasze placówki, gdzie od pierwszego dnia po przyjęciu dziecka pracuje się nad jego rodziną, okazałoby się, że przeciętny pobytu w takim przybytku trwa maksimum rok. Bo dom dziecka powinien pełnić funkcję interwencyjną. Jeśli dla świętego spokoju sędziego, kuratora i urzędnika ktoś ląduje w domu dziecka na 10 lat, to takie mieszkanie niezależnie od motywacji samorządu może być dla niego ostatnią deską ratunku.

Wybronił pan te mieszkania. Ale będę się upierał, że lokalna polityka społeczna powstaje bez głowy. Weźmy choćby doraźność - załatwia się przypadki, a nie reaguje na zjawiska
Bo nie ma planów. Z ustawy legislator go wykreślił, bo nie rozumiał, co to znaczy. Na poziomie realizacji, w samorządach też nikt o planach nie myśli. Doraźny problem w rodzinie naturalnej czy zastępczej może być przejawem kryzysu, więc należy określić cele i działania, ale to trudne albo niepojęte. Więc zamiast działać systemowo, załatwia się konkretny problem - komuś kupi chleb, komuś ubrania, załatwi węgiel albo zajmie bijącym tatusiem. Szerszy kontekst nie istnieje. Ryba zepsuła się od głowy, bo państwo też zamiata problem pod dywan. Dlaczego rząd nie myśli o długofalowej polityce? Dlaczego premier nie powie w telewizji, że stadiony są ważne, ale wsparcie rodzin też? Władza na każdym poziomie, i lokalnym, i centralnym, liczy na społeczników i dobroczynność, ale przecież od potu i łez reform gospodarczych minęło 20 lat! Nie można wciąż załatwiać mleka dla dzieci, dachu nad głową i wychowania akcjami społecznymi.

Kiedy mowa o planach i profesjonalizmie, najbardziej obrywają PCPR-y, ale na szczeblu podstawowym też chyba coś szwankuje. Pracownicy socjalni nie są najlepiej przygotowani, skoro przychodzą do rodziny patologicznej i mówią: macie nie pić i wziąć się do roboty. To jak dziecku mówić: "nie brój", gdzie tu pedagogika, wzorce, bodźce...
A co innego mogą robić, jeśli mają pod sobą 150 rodzin plus raportowanie i mnóstwo papierów do wypełnienia? Żeby działać systemowo, pracownik socjalny musi przez kilka miesięcy pracować z rodziną dwa-trzy razy w tygodniu. W dzisiejszych realiach z trudem znajduje czas na to, by dwa razy w tygodniu po południu zerknąć na te przypadki, które zgłasza policja. Skoro mowa o ludziach - to ta reforma powiedzie się, jeśli w samorządach znajdą się pozytywni wariaci. Ludzie w PCPR-ach, którzy zachwycą się ideą i staną na głowie, by stworzyć lokalny system.

Tylko co z tego, że się zachwycą, skoro w trosce o budżet gmina będzie dalej wypychała dzieci do powiatu...
Będzie, dopóki się nie zorientuje, że pokrywa połowę kosztów utrzymania dziecka w opiece zastępczej. To poważne sumy, w domu dziecka - od 3,5 do 4 tys. zł miesięcznie na jedno dziecko. Wójt szybko zrozumie, że musi zatrudnić asystenta rodziny z prawdziwego zdarzenia, który sprawi, że dzieciak wróci z ośrodka do domu.

Tak czy siak piłeczka wraca na pole lokalnej władzy. Samorządy usprawiedliwiają się, że nie mają pieniędzy na pracownika socjalnego czy ośrodek terapeutyczy, ale na kostkę bauma, boisko i oczyszczalnię jakoś udaje się znaleźć grosik.
Zgoda, są powiaty, które problemy rodzin mają w poważaniu. Jeśli od lat rządzi zawodowy polityk, urzędnik albo były przedsiębiorca, to dla niego polityka społeczna jest drogą trzeciej kolejności odśnieżania. Ale wcześniej czy później to musi się zmienić. Jeśli włodarzy o rynkowym podejściu nie przekonają rosnące koszty zaniedbań, to dostrzegą korzyści marketingowe. Już są miasta, jak Gdańsk czy Wrocław, które z budowania systemu wspierania rodzin uczyniły część wizerunku. Zrozumiały, że opieka społeczna wzmacnia polityczny wizerunek równie dobrze, co fontanna za kilka milionów.


Tomasz Polkowski jest pedagogiem i społecznikiem. Od początku lat 90. szefuje towarzystwu "Nasz Dom", reaktywowanej w 1991 r. po 45 latach organizacji pozarządowej zajmującej się pomocą dzieciom, szkoleniami w zakresie polityki rodzinnej i wspieraniem rodzin zastępczych. Współorganizował kampanię "Zamknijmy domy dziecka!", która doprowadziła do prawnego zmniejszenia limitów liczebności tych placówek. Jego towarzystwo prowadzi kilkanaście rodzinnych domów dziecka, tworzy - we współpracy z samorządami - placówki opiekuńczo-wychowawcze i prowadzi kwesty na rzecz dzieci z "biduli" "Góra grosza".

2012-03-30 15:53:00

powrót

Dołącz do dyskusji na stronie

»

Komentarz:
Text:
Podpis:
Nazwa:
WWW:

Wysłanie komentarza oznacza ze zgadzam się na regulamin.
Dołącz do dyskusji na FB

»

 

»

TURYSTYKA

»

»

URZĘDY MARSZAŁKOWSKIE

»

POBIERZ BEZPŁATNIE

»

Wydarzenia w najbliższym czasie

»

7-9 maja, Katowice, XVI Europejski Kongres Gospodarczy, https://www.eecpoland.eu/

9 maja, II Ogólnopolska Konferencja Naukowa "Samorząd Terytorialny wobec współczesnych wyzwań, https://uwr.edu.pl/
Newsletter

»

Zamów newsletter


Sprawdź co słychać w największych samorządowych korporacjach

»