Samorządowcy często traktowani są jak ciało obce, wzorzec biurokratycznego bezwładu i bezduszności, odległy od ludzi i ich problemów. A przecież to samorządy są najbliżej standardów codziennego życia obywateli - przekonuje prezydent Torunia.
Michał Zaleski, prezydent Torunia
Toruń – tak jak każde polskie miasto – odczuł też boleśnie koszty mnożonych lawinowo obowiązków, które powinny być realizowane z budżetu państwa. Żeby nie szukać daleko, przywołam kwestię ustawy żłobkowej. Rada miasta uchwaliła stawkę 300 zł na dziecko. Prowadzący żłobki narzekają, że to zbyt mało, a my jesteśmy między młotem a kowadłem – rozumiemy potrzeby, ale i tak wydajemy miliony, a nie dostajemy wsparcia z budżetu. To samo z finansowaniem edukacji – subwencja oświatowa jest niższa od samych bieżących wydatków, a niedobory sięgnęły 60 mln zł. Samorząd nie dyskutuje z prawem, ale jeśli ktoś je uchwala i ustanawia podwyżki, to powinien je choć w części sfinansować.
Obowiązki nakładane na samorządy są tym dotkliwsze, że na budżetach miast odciska się decyzja ministra finansów o wliczaniu do zobowiązań miasta umów z wydłużonym terminem zapłaty, leasingu i zawieranych w ramach PPP. To gwałtownie i sztucznie podniosło poziom zadłużenia, utrudniając pozyskiwanie środków na inwestycje. W tym roku wszystko jeszcze się to nie przełożyło na rozwój miasta, ale w projekcie przyszłorocznego budżetu musieliśmy zmniejszyć wydatki bieżące o 2 proc. Tym samym stanęliśmy pod ścianą, bo skoro musimy wypełniać ustawowe obowiązki, to po 2012 roku zaczniemy oszczędzać na rozwoju. Najszybciej odbije się to niestety na promocji miasta, kulturze i sporcie.
Wszystko to, o czym mówię, składa się na szerszy problem traktowania samorządu w kraju. Samorządowcy często traktowani są jak ciało obce, wzorzec biurokratycznego bezwładu i bezduszności, odległy od ludzi i ich problemów. A przecież to samorządy są najbliżej standardów codziennego życia obywateli. Co więcej, samorządy pełnią też rolę zbierającego koszty i odpowiedzialność za decyzje rządzących. Odnoszę wrażenie, że rząd ciągle zapomina o tym, co powiedział w naszej obronie prezydent Komorowski: nie ma Polski bez samorządów.
Z toruńskiego punktu widzenia – mogło być gorzej. Mimo kryzysu pozostaliśmy miastem proinwestycyjnym. W tym roku przeznaczyliśmy na inwestycje 400 mln zł. Od roku trwa u nas budowa drugiego mostu drogowego przez Wisłę – największej obecnie inwestycji mostowej w Polsce. Ponadto stawiamy halę widowiskowo-sportową na 7 tys. osób, nie ustajemy w budowaniu „orlików”, których mamy już 18. Dbamy o przedsięwzięcia cywilizacyjne, inwestycje kulturalne i rozwojowe, które w taki czy inny sposób przełożą się na rozwój Torunia – za trzy miesiące oddajemy nową szkołę z przedszkolem na osiedlu Bielawy-Grębocin, prowadzimy projekt dziedzictwa narodowego „Toruń-Hanza nad Wisłą”, pracujemy nad Toruńskim Inkubatorem Technologicznym i rewitalizacją kompleksu XIX-wiecznych młynów.
Życzyłbym sobie, żeby wszystko układało się tak, jak w polityce inwestycyjnej. Niestety, jak w każdym mieście, ten rok upływał pod hasłem trzech P: pieniędzy, pieniędzy i jeszcze raz pieniędzy. Zmartwień przysparzały mniejsze wpływy z podatków CIT i PIT. Spadły też dochody ze sprzedaży mienia komunalnego, głównie działek budowlanych. Mniejszy niż oczekiwano wzrost gospodarczy przełożył się na wstrzemięźliwość inwestycyjną deweloperów.