Jednym z największych transportowych wyzwań polskich miast jest zatłoczenie ulic. Tymczasem Polacy w przeliczeniu na dochód mają 3 razy więcej samochodów niż mieszkańcy europy zachodniej.
Dla mieszkańców dużych miast poruszanie się po zatłoczonej ulicy to chleb powszedni. Wszyscy mają szansę poznać to uczucie w sezonie wakacyjnym, gdy w popularnych kurortach i na drogach dojazdowych do nich tworzą się ogromne korki. Czy to wina kierowców, dróg, znaków?
.jpg\")
– Często wyrażana jest opinia o zacofaniu cywilizacyjnym Polski. Z pewnością nie dotyczy to poziomu motoryzacji. Rezultatem zakochania się Polaków w samochodzie jest poziom motoryzacji znacznie wyższy, niż w wielu znacznie zamożniejszych krajach – mówi
prof. Wojciech Suchorzewski, z Wydziału Inżynierii Lądowej Politechniki Warszawskiej.
Jak się okazuje już w 2005 r. liczba samochodów osobowych przypadających na tysiąc mieszkańców Warszawy była równa 434. W Kopenhadze, wskaźnik ten nie przekroczył dotąd 250 samochodów.
– Gdyby odnieść te liczby do poziomu dochodów, to okazałoby się, że Warszawiacy posiadają 3 razy więcej samochodów, niż pozwalają na to ich zarobki – ocenia Wojciech Suchorzewski.
W takich warunkach niezwykle ciężko przychodzi przekonanie kogoś, że miasta powinny być przyjazne przede wszystkim dla pieszych, a głównym środkiem transportu zwłaszcza w centrum miasta powinien być transport publiczny.
Za realizowanie takich strategii w pełni odpowiedzialne są władze miasta, a za uchwalenie strategii miejska rada.
Inwestowanie w ścieżki rowerowe, organizowanie transportu publicznego, ograniczanie ruchu pojazdów w centrum miasta – to są wyzwania dla polskich miast – ocenia Wojciech Suchorzewski, jeden z głównych autorów uchwalonej 9 lipca Strategii Zrównoważonego Rozwoju Systemu Transportowego Warszawy. (ag)