Rozpoczęło się od ministry i coraz śmielej zaczęły się pojawiać potworki słowne usiłujące na siłę uszczęśliwiać kobiety.
Podobnie było z parytetami dla kobiet w czasie wyborów. Kiedyś brałem udział w Samorządowym Forum Kobiet, grupującym wspaniałe osoby wybrane w bezpośrednich wyborach, które dzięki swojej pracy, umiejętnościom i zaletom osobistym same uzyskały zaufanie i pozycję społeczną. Wniosek o parytety w wyborach samorządowych, lansowany przez jednego z nielicznych na Forum mężczyzn zdecydowanie odrzuciły. Chciały być wybierane bez punktów „za pochodzenie”. I wygrywają, bo są dobre!
W sytuacji, gdy dzisiaj język polski niszczeje pod wpływem wulgaryzmów, technik informatycznych czy błędów edukacyjnych, gdy trzeba o niego walczyć, bo to nasza racja stanu, pojawiły się rozważania, czy nie dojrzał już temat wprowadzenia rodzaju żeńskiego do nazw stanowisk w samorządzie terytorialnym. Może zamiast pani burmistrz, lepsza byłaby „burmistrzyni”, a za panią wójt „wójtka” lub „wójcini”, a w dużych miastach „prezydentka”.
To nie jest tylko problem pustej analizy fachowców. Ostatnio na jubileuszu Stowarzyszenia Opieki Hospicyjnej zarówno konferansjer, jak i jeden z samorządowych oficjeli próbowali iść z duchem czasu, nazywając panią prezes i panią wiceprezes stowarzyszenia prezeską i wiceprezeską. Te zabawy lingwistyczne odsuwały na dalszy plan niezwykłe poświęcenie tych kobiet dla osób cierpiących.
Chyba kogoś pogięło! To najlepszy komentarz młodego czytelnika forum internetowego.
Tadeusz Wrona