Strona główna  |  Wydawnictwo  |  Kontakt  |  Reklama
.

 
Artykuły » Samorządowiec z pasją

»

W myślistwie obowiązują twarde zasady

Andrzej Lorenc – wójt gminy Dragacz, myśliwy od prawie czterdziestu lat, traper i malarz przyrody o romantycznej duszy. Las to dla niego miejsce magiczne.

\"\"
Andrzej Lorenc, wójt gminy Dragacz


Wiek: 62 lata Wykształcenie: wyższe, Akademia Rolniczo-Techniczna w Olsztynie Rodzina: żona Ewa, absolwentka szkoły muzycznej, trzej synowie: Damian, Adam, Wojciech Największe osiągnięcie związane z pasją: ustrzelenie niedźwiedzia i łosia Największe osiągnięcie w dziedzinie samorządności: przewodniczący Rady Gminy w latach 2002-2006 Jestem wójtem: od 2006 roku


Zamiłowanie do myślistwa wójt odziedziczył po dziadku ze strony mamy, choć nie było mu dane poznać go osobiście. Dziadek został aresztowany podczas wojny przez hitlerowców i zamordowany wiosną 1940 roku w obozie w Niszku. Andrzeja Lorenca zawsze pociągał las: jego cisza, tajemniczość i zapach. Jak mówi, nic nie może się równać ze wschodami słońca obserwowanymi z leśnej polany. Gdy ma się jeszcze pod rękę termos z czymś ciepłym, to jest to naprawdę niezapomniane przeżycie. Już jako trzynastolatek umiał rozpoznać tropy zwierząt na śniegu. W tamtym czasie „Gazeta Pomorska” organizowała konkursy na ten temat. Wypadał w nich zazwyczaj bezbłędnie.

Władza lubi polowania

Andrzej Lorenc ukończył Akademię Rolniczo-Techniczną w Olsztynie. Już jako student dostał się na roczny staż do Studenckiego Koła Łowieckiego. Do jego obowiązków należało między innymi dokarmianie zwierząt, wyjeżdżał także na polowania z doświadczonymi myśliwymi i naganiał im zwierzynę. Sam broni jeszcze nie miał.

– Widziałem wówczas najpiękniejsze okazy w swoim życiu: byki, jelenie, łanie, dziki, łosie i wszelkie drobiazgi, czyli lisy i zające – wspomina. Na polowania przyjeżdżało w tamtym czasie wielu dygnitarzy partyjnych. Andrzej Lorenc nadal ma wyraźnie w pamięci wizytę „towarzysza Wiesława”, czyli pierwszego sekretarza PZPR Władysława Gomułki. – Władzę można wdeptać w ziemię, albo zachwalić na amen – mówi wójt. – Gomułka na myślistwie nie znał się kompletnie, ale oczywiście nikt nie śmiał mu o tym powiedzieć. I dochodziło do takich sytuacji, że strzelał Panu Bogu w okno, a dzik padał. Oczywiście trafiony przez któregoś z myśliwych. A sekretarz był przekonany, że sam ma tak dobre oko i celną rękę.

Trzeba trzymać się zasad
Wójt należy obecnie do Pomorskiego Klubu Myśliwskiego. W czasie Walnego Zgromadzenia, w kwietniu tego roku, został wybrany rzecznikiem lokalnego Koła nr 43.

– Andrzej Lorenc ma ogromny autorytet wśród myśliwych. Zarówno tych doświadczonych, jak i reprezentantów młodszego pokolenia – ocenia Mieczysław Wojnowski, prezes Klubu. – Swoją wiedzę na temat łowiectwa chętnie przekazuje podczas spotkań z młodzieżą szkolną. Jego zaangażowania w działalność naszego koła nie sposób przecenić. Jest sprawnym organizatorem wielu cennych akcji. Zajmuje się m.in. ochroną pól rolnych przed szkodami. Dba o dożywianie zwierząt leśnych, dzięki czemu okoliczni rolnicy nie ponoszą strat. Jako samorządowiec dba także o finanse naszego koła. Umie na przykład wyjaśnić Agencji Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa, dlaczego czynsz za naszą skromną siedzibę nie powinien być zbyt duży. Andrzej byłby pewnie w zarządzie Klubu, ale jako samorządowiec nie dysponuje odpowiednią ilością czasu.

– Myśliwi nie tylko strzelają, jak się powszechnie uważa. Dbają też o to, aby zwierzyna nie głodowała. Na przykład w okresie zimowym dostarczamy jej tony buraków, ziarna, kukurydzy – wyjaśnia wójt Lorenc.

– Oczywiście nie ma wówczas mowy o odstrzale. Myśliwym, który by polował na zwierzęta przychodzące do paśników, powinien zająć się prokurator. To działanie niemoralne, tacy ludzie nie powinni dostawać broni do ręki. W myślistwie obowiązują twarde, żelazne reguły postępowania. Tam, gdzie jest broń, musi być i odpowiedzialność. Nie może być żadnych niedomówień. Istnieją okresy ochronne dla zwierząt, wiadomo też, że nie można zabijać ciężarnych samic.

Andrzej Lorenc przyznaje jednak, że zaledwie połowę myśliwych, jakich spotkał w swoim życia można uznać za prawdziwych profesjonalistów.
Wójt zdaje sobie sprawę z tego, co ludzie niewtajemniczeni sądzą o myślistwie: że to krwawe i okrutne zajęcie. Sam jest zdecydowanie odmiennego zdania. Uważa, że to po prostu utrzymywanie równowagi w przyrodzie, część gospodarki leśnej.
– Prawdą jest, że człowiek nie ma naturalnych wrogów w lesie, ale na przykład lisy czy bobry bardzo się rozpanoszyły i czynią ogromne szkody – wyjaśnia Andrzej Lorenc.

– Bobry powodują na przykład spore zniszczenia na wałach przeciwpowodziowych. Zdarzyło się pewnego razu, że bobrza rodzina wykopała na wale dół o średnicy dwóch metrów. Mimo to zwierzęta te są pod ochroną. W czerwcu ubiegłego roku minister środowiska wyjątkowo zezwolił na ich odstrzał.

Czuje się spełniony
Wójt polował nie tylko w Polsce. W latach 1995-2001 był traperem na Alasce. Wraz z 15-osobową grupą myśliwych regularnie latał tam wynajętym prywatnym odrzutowcem z Nowego Jorku, gdzie akurat mieszkał. Był wśród nich jedynym Polakiem. Reszta łowczych to byli Amerykanie i Hiszpanie. Ci ostatni dość niscy, jak mówi, więc łatwo mogli się ukryć w krzakach przed wzrokiem zwierząt.

– Używali też broni automatycznej, czasem z lunetami. A mnie uczono, abym używał dwururki, ale w tym przypadku trzeba do zwierzęcia bliżej podejść. Jak się spłoszy, to już po polowaniu. Ale to bardziej humanitarne, choć i niebezpieczniejsze. Kolana trochę się trzęsą.
Myślistwo to nie jedyna pasja wójta, lubi też malować obrazy, których tematem jest zazwyczaj przyroda. – Trzeba dostrzegać piękno i je tworzyć – uważa wójt. Jakiś czas temu zasadził leszczynę, drzewa trudne w utrzymaniu. Ma poletko o obszarze jednego hektara.

W przeszłości zresztą obronił doktorat w Stanach Zjednoczonych z tej dziedziny. Wyjechał tak daleko, bo w Polsce nie było w tamtym czasie zbyt wielu publikacji na ten temat. Marzyło mu się zostać naukowcem w dziedzinie warzywnictwo, ogrodnictwo i sadownictwa ale, jak mówi, nie wszystkie zamierzenia życiowe udaje się zrealizować. Mimo to czuje się człowiekiem spełnionym. – Nie dane nam będzie drugi raz żyć. Należy wykorzystać swój czas. Niepowodzenia nie mogą prowadzić do kolejnych porażek, tylko nas uodparniać – uważa Andrzej Lorenc.

Dariusz Szczepańczyk

Forum Samorządowe nr 7/56

powrót

 

»

TURYSTYKA

»

»

URZĘDY MARSZAŁKOWSKIE

»

POBIERZ BEZPŁATNIE

»

Wydarzenia w najbliższym czasie

»

27 marca, Warszawa, Posiedzenie Komisji Wspólnej Rządu i Samorządu Terytorialnego, https://www.gov.pl/web/

27-28 marca, Warszawa, Forum Finansowania Agrobiznesu, https://pisb.pl/


Newsletter

»

Zamów newsletter


Sprawdź co słychać w największych samorządowych korporacjach

»