Strona główna  |  Wydawnictwo  |  Kontakt  |  Reklama
.

 
Artykuły » Temat miesiąca

»

Coś z niczego, czyli hałda z potencjałem

Gminna rekreacja kojarzy się z halą sportową i ścieżkami rowerowymi. Ale przy odrobinie wysiłku można wyjść poza sztampę i zaoferować mieszkańcom całe spektrum atrakcji takich, jak narty czy wspinaczka. Wystarczy pagórek albo opuszczona fabryka.

Nowy rynek (koniecznie wyłożony kostką), rewitalizacja parków, szlaki rowerowe na obrzeżach miejscowości. Tak wyglądają pomysły samorządowców na organizację rekreacji i wypoczynku. Jednak ile można siedzieć na ryneczku, spacerować po parkowych ścieżkach i oglądać fontanny? Co prawda zdarzaja się rekreacja pełną gębą w postaci aquaparków, ale to odmiana luksusowa, na którą stać tylko bogate gminy – mało który burmistrz ma wolne kilkadziesiąt milionów złotych.

– A przecież warunki do niebanalnego aktywnego wypoczynku można zorganizować niemal wszędzie, wykorzystując warunki naturalne – zauważają eksperci od organizacji i zarządzania rekreacją.
Przykładów nie brakuje. Nieopodal Bełchatowa działa OSiR „Góra Kamieńsk”, czyli nowoczesny stok narciarski na dawnej hałdzie kopalnianej. W nieczynnych sztolniach kopalni soli w Bochni można urządzać maratony, wyścigi rowerowe i inne imprezy sportowe. Warszawski Żerań stał się mekką wspinaczy z nizinnego centrum Polski, od kiedy dawne silosy cementowe przerobiono na ściany wspinaczkowe. Płock odkrył, że atrakcją może być niedostrzegana, powszednia Wisła i wybudował malownicze molo. Udaje się też znaleźć pomysły na trudno adaptowalne do celów czysto rekreacyjnych budynki poprzemysłowe. W Sosnowcu, który już wcześniej zamienił hałdę na kwitnący stok narciarski, powstaje centrum wspinaczkowe wykorzystujące szyb kopalni. Nawet w okolicach od lat słynących z naturalnych atrakcji szuka się nowych pomysłów na aktywny wypoczynek poza sezonem – przykładem mazurski WOSiR „Szelment”, który uszczęśliwił narciarzy z północnej i wschodniej Polski, budując stok narciarski z prawdziwego zdarzenia – ratrakowany i naśnieżany.

Dziękujemy, panie prezydencie
O wspomnianych obiektach mówi się w samych superlatywach. – Przyjeżdża do nas masa ludzi, którzy mieszkają w centralnej Polsce, więc nigdy nie mieli kontaktu z nartami.

I dalej by go nie mieli, ale że było blisko, postanowili spróbować – śmieje się Janusz Paduch, kierownik OSiR „Góra Kamieńsk”. I nie chodzi wcale o ich zarządców, inwestorów czy samorządowców. Zadowoleni są też ich adresaci – mieszkańcy. – Teraz w wolne chwile wyskakuję poszaleć po albo przed pracą – pisze o sosnowieckim stoku internauta Cofitopl na Skionline.pl. – To nie Wenecja, ale na wieczorny spacer czy godzinę w weekend z dzieciakami rewelacja – to głos z płockiego forum Gazeta.pl. Podobnie brzmiących postów są na lokalnych i hobbystycznych forach tysiące.

Ostatnim krzykiem rewitalizacyjno-rekreacyjnej mody są tory przeszkód i parki linowe, wymagające jedynie sporej przestrzeni i kępy drzew, a także ścianki wspinaczkowe budowane na bazie obiektów poprzemysłowych. Okazuje się, że wcale nie chodzi jedynie o łatwość wykonania i niewielki koszt inwestycji.

– Przez dwa lata odwiedziło nas kilka tysięcy osób. Większość to nie zawodowcy czy zaawansowani amatorzy, ale zupełni laicy. Przychodzą ludzie, którzy nie mają nic wspólnego z alpinizmem, nawet z turystyką górską, szkolimy całe rodziny z dziećmi. Wiele odwiedza nas regularnie, bo amatorskie wspinanie to fajna przygoda – mówi Przemysław Bucharowski, którego żerańskie Dwie Wieże stały się przebojem warszawskiej rekreacji. Zarządcy lokalnych OSiR-ów przekonują, że to samo dotyczy quadów, a nawet adresowanego teoretycznie do wąskiego grona militarnych zapaleńców paintballu.

Hałda, czyli firma
Użytkownicy lokalnych stoków, torów przeszkód itp. atrakcji kojarzą je zwykle z gminą, tymczasem większość bazujących na obiektach poprzemysłowych czy formacjach naturalnych ośrodków to przedsięwzięcia prywatnych inwestorów. „Dwie wieże” to przedsięwzięcie kilku wspinaczy, na Górze Kamieńsk zarabia kopalnia w Bełchatowie, wypoczywający w Kopalni Soli Bochnia zasilają kasę spółki Uzdrowisko Kopalnia Soli Bochnia. Samorządowe inwestycje można zliczyć na palcach jednej ręki – Płock, Sosnowiec, Szelment, Warszawa z jej dopiero co uruchomioną nadwiślańską ścieżką widokową.

Eksperci zajmujący się rozwojem regionalnym, turystyką i rekreacją tłumaczą, że na taki stan rzeczy składa się kilka czynników. Pierwszy to bariery mentalne – samorządowcom brakuje pomysłów, a tok myślenia jest prosty i tradycyjny: rekreacja to spacery, rowery, kąpiele. Swoje robi też podglądanie Zachodu. Pierwsze, co rzuca się w oczy podczas wizyty w mieście partnerskim, to schludne zieleńce, eleganckie tereny spacerowe i nowoczesne hale sportowe – czyli zdobycze cywilizacyjne, do których próbujemy równać.

– Oczywiście nie można generalizować, bo wszystko zależy od uwarunkowań lokalnych, świadomości samorządowców i mieszkańców – zastrzega dr Artur Kieszek z Katedry Teorii i Metodyki Turystki i Rekreacji z warszawskiej Akademii Wychowania Fizycznego. Pewne jest za to, że w skali całego kraju główną barierą
w twórczym wykorzystywaniu tego, co zafundowała natura oraz modernizacyjne zapędy Edwarda Gierka, są kwestie własnościowe. Naturalne wzniesienia czy jeziora z reguły należą do gmin, ale już pozostałe atrakcyjne, łatwe do zagospodarowania obiekty
– hałdy, żwirowiska, stawy przyzakładowe, stare fabryki – są najczęściej własnością skarbu państwa, spółek powstałych na bazie upadłych zakładów, prywatnych inwestorów lub syndyków.

Oczywiste walory nieoczywiste
Przykładów, że dla chcącego nic trudnego, nie brakuje. Dowodem płockie molo. Wystarczyło przestać odwracać się plecami, jak czyni to większość nadwiślanskich miast, do rzeki.

– A na molo nie poprzestajemy. Zaczęliśmy od tego projektu, ale to część większego zadania, czyli przebudowy całego nabrzeża Wisły – zapewnia Robert Czwartek, dyrektor miejskiego wydziału sportu i turystyki. Pomost widokowy już uzupełniły bulwary, wkrótce dołączy do nich port jachtowy.

Żeby mieszkańcy dobrze się bawili, nie trzeba zresztą wielkich obiektów. Czasem wystarczy zwykła ściana, tak jak na warszawskiej starej Pradze, gdzie przez blisko rok działała ścianka wspinaczkowa stworzona przez prywatnych właścicieli kamienicy przy ul. Nieporęckiej. Ostatecznie do tak zaadaptowanej ściany szczytowej przyklejono nowy budynek, ale póki ścianka działała, robiła furorę wśród lokalnej dzieciarni i młodzieży.

Atrakcyjne mogą być nawet zwykłe pola i łąki. – Nie wymagają praktycznie żadnych nakładów finansowych, prócz ewentualnego wykupienia przez miasto. A ludzie nie potrzebują wcale wiele, jeśli mogą pospacerować z dala od huku miasta, puszczać latawce, pobiegać z dziećmi – przekonuje urbanistka i architektka Magdalena Staniszkis. Takie na poły chałupnicze atrakcje znakomicie sprawdziły się w stolicy, która w kwietniu oddała do użytku nadwiślański szlak widokowy. Przy czym zaczerpnięte z oficjalnych komunikatów „oddanie do użytku” to termin na wyrost, bo cała inwestycja sprowadzała się do poszerzenia i wyrównania wydeptanej wcześniej przez wędkarzy i bezdomnych ścieżki, zabezpieczenia jej przed rozmyciem podczas powodzi, wycięcia części krzaków, by otworzyć widok na rzekę i ustawienia gdzieniegdzie ławek. Żadnego upiększania, urządzania, układania kostki, rewitalizowania – a mimo to ciągnąca się od mostu Grota-Roweckiego do miejskiej plaży na wysokości elektrociepłowni Siekierki ścieżka już w tydzień po otwarciu stała się – po Lasku Kabackim – głównym celem weekendowych wypraw warszawiaków, ulubioną trasą biegaczy i rowerzystów.

Rekreacja robi pieniądz
Uruchomić pozytywistyczne myślenie warto tym bardziej, że organizowana na bazie naturalnych walorów rekreacja pozwala upiec dwie pieczenie na jednym ogniu – usatysfakcjonować mieszkańców, a do tego jeszcze zarobić. I to nie tylko na mieszkańcach własnej gminy.

– W innych krajach europejskich znaczna część przychodów budżetowych pochodzi właśnie z turystyki i rekreacji. Lokalną atrakcję wypoczynkową łatwo można wykreować na regionalną i przyciągnąć ludzi spoza najbliższej okolicy – przekonuje Artur Kieszek. To zdanie teoretyka, ale potwierdzają je praktycy, czyli zarządcy prywatnych obiektów. – Przyjeżdżają do nas również Warszawiacy, a nawet narciarze z Poznania. Na dobrze zorganizowanej lokalnej rekreacji można zarobić – zapewnia Janusz Paduch.

Pod jednym warunkiem – ludziom trzeba zapewnić rozrywkę przez cały rok. A to oznacza płodozmian, czyli obudowanie atrakcji głównej dodatkowymi, które ściągałyby klientów niezależnie od sezonu. – Zdarzyło się już, że sezon zimowy trwał raptem kilkanaście dni. Dlatego mamy też trasy widokowe, quady, szlaki rowerowe. To konieczne, żeby nie dokładać do interesu – mówi Paduch. Dlatego oferta niemal każdego OSiR-u czy prywatnego centrum rekreacji powiela schemat z Bełchatowa: stok/kąpielisko plus rowery, quady, konie, minizoo. Nawet ściśle związane z jedną dyscypliną obiekty obudowują się dodatkowymi rozrywkami – przykładem „Dwie wieże”, które doceniając sąsiedztwo malowniczego Kanału Żerańskiego uruchomiły wypożyczalnię rowerów i kajaków.

Grunt to biznesplan
Niestety w przypadku mniejszych gmin przesadny rozmach i wzorowanie się na przykładzie dużych inwestycji w rodzaju „Góry Kamieńsk” mogą okazać się zgubne. – Ambicje to nie wszystko. Planując gminną rekreację należy, jak w przypadku każdej innej inwestycji, wykonać badania rentowności – zauważa Artur Kieszek. Jakie? Minimum to sprawdzenie, jak wyglądają wybory amatorów danej dyscypliny sportu czy rozrywki. Inaczej może się okazać, że duma powiatu będzie świeciła pustkami, bo sto kilometrów dalej konkurencyjny OSiR oferuje lepsze warunki. Nie wszędzie też muszą sprawdzić się nowoczesne wielkomiejskie rozrywki – w najuboższych dzielnicach albo wsiach może okazać się, że bardziej niż stok narciarski i trasy rowerowe mieszkańcom marzy się zwykłe kąpielisko.
Najczęściej urzędnicy i radni zdają się na własne wyczucie. Eksperci od zarządzania rekreacją wskazują z kolei, że dobrym rozwiązaniem może być zatrudnienie firmy incentive’owej, bo ludzie organizujący imprezy integracyjne czy festyny najlepiej wiedzą, jakie formy rekreacji lubi Kowalski. Ale i tak najlepszym doradcą są przyszli użytkownicy.

– Nie da się stwierdzić, że skoro coś sprawdziło się u sąsiadów, to i u nas zadziała. Przeszczepianie wzorców bez przepytania społeczności lokalnej i przedsiębiorców, wsłuchania się w głos mieszkańców nie ma sensu – radzi Artur Kieszek.

Unia płaci za wypoczynek
Inwestycyjne trudności nie kończą się na projektowaniu ośrodka. Żeby rekreacja przynosiła gminie pieniądze, trzeba wpierw zainwestować. Niekiedy całkiem sporo – kosztująca 120 tys. zł warszawska ścieżka wiślana to wyjątek. Budowane przez znanego na Śląsku biznesmena Wojciecha Banasika centrum wspinaczkowe w Kopalni Węgla Kamiennego Sosnowiec może dobić do miliona, przy czym teren uzbroiło w media już wcześniej miasto. Pozornie nieskomplikowane molo w Płocku pochłonęło ok. 17 mln. Jeszcze więcej trzeba wyłożyć, myśląc o rozrywce najmilej widzianej przez mieszkańców, czyli stoku narciarskim. Najtańsze polskie (np. zakopiańskiej firmy Bachleda) orczyki zaczynają się od 100 tys. zł. – Ośmiusetmetrowa kolej linowa to wydatek rzędu 2-5 mln. Do tego dochodzi przygotowanie terenu i wydatki związane z dodatkowymi atrakcjami, np. zakup quadów – wylicza Janusz Paduch. Górna granica nie istnieje. – Ale już za kilkanaście milionów można stworzyć bardzo ciekawą ofertę – uspokaja szef „Góry Kamieńsk”.

Takie sumy mogą przerażać, ale od czego jest Unia Europejska? Jeśli tylko projekt jest dobrze opisany, a wniosek wypełniony prawidłowo, można być pewnym wspólnotowego dofinansowania. I to na niemal całą inwestycję – np. centrum wspinaczkowe w Sosnowcu dostanie od Śląskiego Centrum Przedsiębiorczości 750 tys. zł. Innym popularnym rozwiązaniem jest przerzucenie kosztów na prywatne barki, jak we wspomnianym Sosnowcu, który szuka chętnego do budowy infrastruktury rowerowej powiązanej ze stokiem narciarskim.

Rekreacja w służbie ludu
Pozostający w rękach samorządu ośrodek ma też tę przewagę, że jako jednostka komunalna może zaoferować mieszkańcom bardziej atrakcyjne warunki, niż przedsiębiorca, który musi osiągnąć zysk. – Nie nastawiamy się na zarobek. Ceny kalkulujemy tak, by pokrywały koszty utrzymania obiektów – tłumaczy Grzegorz Dąbrowski. A specjaliści od polityki społecznej zauważają, że w przypadku gminnej rekreacji cena biletu gra ogromną rolę, bo narciarska ośla łączka są elementem – często jeszcze niedocenianym – wsparcia socjalnego. W czym rzecz? Odpowiedzi dostarczała warszawska społeczna ścianka wspinaczkowa na kamienicy przy Nieporęckiej, która jak magnes przyciągała dzieciaki z patologicznych rodzin, spędzające wcześniej czas na włóczędze i kradzieżach w supermarkecie. Wystarczył pomysł, by sport i wypoczynek stały się egalitarne. Tę lekcję też warto wziąć pod uwagę przy projektowaniu gminnej rekreacji.
Andrzej Markowski


Opinia | Organizacja wypoczynku to zadanie dla miasta

Grzegorz Dąbrowski, wiceprezes Agencji Rozwoju Lokalnego w Sosnowcu

Zagospodarowując tereny po upadłej w 1998 r. kopalni węgla kamiennego „Sosnowiec” zaprosiliśmy przedsiębiorców do specjalnej strefy ekonomicznej. W poprzemysłowych obiektach działa mnóstwo nowych firm, ale znaczną część terenów pokopalnianych zachowaliśmy z myślą o dobrym samopoczuciu mieszkańców. Uznaliśmy, że tak atrakcyjny obszar w samym centrum nie może stać się wyłącznie strefą biznesowo-mieszkalną, ani tym bardziej się zdegradować. Dlatego m.in. w 2006 r. miasto zrewitalizowało hałdę, usypując stok narciarski obsługiwany przez dwa nowoczesne wyciągi.
Planując stok i jego otoczenie od początku myśleliśmy o czystej rekreacji, nie o wyczynie. Obiekty sportowe miały być przyjazne i dostępne dla każdego. Projektując rewitalizację mieliśmy w pamięci, że tylko w najbliższej okolicy mieszka kilkadziesiąt tysięcy ludzi, wielu młodych lub w średnim wieku. Aktywnych, ale takich, którzy nie mają czasu lub nie mogą sobie pozwolić na regularne wyjazdy w góry. Zadaniem miasta, w którym żyją i pracują, było zorganizowanie im atrakcyjnego wypoczynku.


Forum Samorządowe nr 7/56

powrót

 

»

TURYSTYKA

»

»

URZĘDY MARSZAŁKOWSKIE

»

POBIERZ BEZPŁATNIE

»

Wydarzenia w najbliższym czasie

»

16-17 kwietnia, Warszawa, Forum Mieszkaniowe, https://habitat.pl/fm2024/
Newsletter

»

Zamów newsletter


Sprawdź co słychać w największych samorządowych korporacjach

»