Strona główna  |  Wydawnictwo  |  Kontakt  |  Reklama
.

 
Artykuły » Temat miesiąca

»

Nikt nie chce odpowiadać za elektroodpady

Cykl życia sprzętu AGD i elektroniki użytkowej dramatycznie się skrócił, a telewizor czy kuchenka mikrofalowa, trafiając na śmietnisko, staje się groźną trucizną. Samorządy muszą sobie radzić z problemem elektrośmieci.

Freon z lodówek, ołów używany przy lutowaniu i rtęć, której jest pełno w lodówkach i kineskopach po nawet słabym deszczu przenikają do wód gruntowych. Każda z tych substancji ma działanie rakotwórcze, atakuje płuca, nerki i szpik. Stosowany w bateriach kadm uszkadza nerki, a używane w komputerach związki bromu wywołują choroby neurologiczne. W sprzęcie RTV i AGD nadal stosuje się też rakotwórczy azbest.

Eksperci zwracają uwagę, że problem dopiero nabrzmiewa. – Górka śmieciowa dopiero nas czeka. Z badań wykonanych w pierwszych latach tego stulecia wynikało, że w Polsce cykl życia sprzętu AGD i RTV wynosi przeszło 20 lat, podczas gdy na Zachodzie urządzenia wymienia się co lat 6 – mówi Paweł Głuszyński, prezes Ogólnopolskiego Towarzystwa Zagospodarowania Odpadów 3R. To oznacza, że wysyp starych, a więc najbardziej trucicielskich lodówek i telewizorów, dopiero przed nami.

Wolnoć Tomku w swojej gminie
Mimo surowych przepisów zdarzają się gminy, które nie interesują się elektroodpadami i zadowalają się punktami odbioru sprzętu prowadzonymi przymusowo przez sklepy RTV/AGD. Skąd taki rozdźwięk teorii z praktyką? – Bo tak naprawdę gmina nic nie musi – uśmiecha się Grzegorz Skrzypczak, prezes zrzeszającej producentów sprzętu RTV i AGD Organizacji Odzysku Sprzętu Elektrycznego i Elektronicznego ElektroEko. Tłumaczy, że przepisy nie precyzują obowiązków władz samorządowych. Przykładem ustawa o utrzymaniu czystości, która grozi grzywnami m.in. za niesprzątnięty śnieg, ale już kary za zaniedbania związane z elektrośmieciami pomija milczeniem. Ekolodzy i przedstawiciele biznesu zwracają uwagę, że również ustawowe grzywny są biczem raczej wirtualnym.

– Rozmawiałem kiedyś z właścicielem punktu skupu złomu, który przeszedł właśnie kontrolę. Znaleziono u niego 11 lodówek, na które nie miał papierów. Dostał mandat 200 zł. Nie przejął się, bo w szarej strefie dostanie za te odpady 2 tys. zł – opowiada Grzegorz Skrzypczak.

Jednak przedstawiciele organów kontroli radzą nie ryzykować samodzielnej interpretacji przepisów.
– Normą, decydującą o gospodarce odpadami, jest ustawa o odpadach, a ta mówi jasno, że zadaniem gminy jest zbiórka wszystkich śmieci, niezależnie od ich kategorii. Co do grzywien, szereg przepisów karnych pojawiło się dopiero w marcu 2010 roku. Wtedy kontrole ruszyły – podkreśla Izabela Szadura, dyrektor Departamentu Kontroli Rynku w Głównym Inspektoracie Ochrony Środowiska.

W co się bawić? I jak?
Jak samorządy radzą sobie w praktyce z problemem elektośmieci? Najczęściej w najprostszy sposób: organizując zbiórki odpadów oraz kampanie edukacyjne. – Prowadzimy ruchome punkty zbiórki, które co sobotę pojawiają się w innej dzielnicy – mówi Stanisław Dębowski, p. o. kierownika łódzkiego Oddziału Gospodarki Odpadami i Usług Komunalnych.

Są też podmioty, które sięgają po wsparcie organizacji pozarządowych i wolontariuszy, jak stołeczny Wawer. – Trzydzieści osób ze stowarzyszenia EKON pomaga sprzątać dzielnicę i odbiera sprzęt od firm – cieszy się Andrzej Murat, rzecznik gminy.

Jednak nie wszyscy podzielają zachwyt punktami mobilnymi. – To nie jest rozwiązanie systemowe. Takie dorywcze działania nie spełniają swojej roli, bo nie przyzwyczajają ludzi do gospodarowania odpadami – zwraca uwagę Grzegorz Skrzypczak. Krytykuje też samą organizację wielu zbiórek. – Sprzęt elektryczny i elektroniczny zawiera substancje niebezpieczne i dla mieszkańców, i dla obsługujących akcję. Nie rozumiem, jak to możliwe, że wydawane są zgody na zbieranie zużytego sprzętu np. w szkołach – wyjaśnia. Na szczęście sam sprzęt używany w takich przedsięwzięciach nie musi być kosztowny – w opinii GIOŚ solidny metalowy kontener, w przypadku krótkiego przechowywania w nim odpadów, jest zabezpieczeniem wystarczającym.

Jako wzorzec efektywnego systemu zbiórki elektroodpadow podaje się Niemcy, gdzie prosty – w postaci szczelnego, bezpiecznego kontenera –stały punkt przypada na każde 30 tys. mieszkańców. W Polsce stacjonarne punkty, przyjmujące drobny sprzęt, wdrożyły Łódź, Warszawa, Rzeszów, Lublin czy Poznań. We wszystkich tych miastach działają też miejsca, w których można pozbyć się tzw. gabarytów. Eksperci chwalą takie rozwiązanie, bo odpowiednio rozreklamowany stacjonarny punkt jest tańszy, niż objazdowe zbiórki dużego sprzętu AGD.

Wojna na cudzy koszt

– Gminy mogą występować o dotacje do jednostek samorządowych wyższego szczebla, np. dzielnica może zgłosić się do ratusza miejskiego – radzi Andrzej Murat. Jednak najmniej kłopotliwym rozwiązaniem jest współpraca z sektorem prywatnym, czyli z firmami oczyszczania, certyfikowanymi zakładami przetwórstwa lub też z finasnowanymi przez producentów organizacjami odzysku sprzętu elektrycznego. – Zbiórka odpadów nie musi nadwyrężać budżetu samorządu, bo koszty są ponoszone przez nas. Gminy, które podpisały z nami umowy, nie ponoszą żadnych wydatków na zbiórki czy akcje edukacyjne – przekonuje Grzegorz Skrzypczak.
Samorządy, oddając gospodarkę elektrośmieciami w ręce sektora prywatnego, unikają też obowiązku prowadzenia dokumentacji i składania raportów do GIOŚ.

Istnieje też furtka pozwalająca nie tylko nie stracić, ale wręcz zarobić na obrocie elektroodpadami. To jednak patent dla dużych lub zamożnych i nowoczesnych gmin. – Jeśli np. przedsiębiorstwo oczyszczania miasta ma linię demontażową, może wystąpić do Ministerstwa Środowiska o stosowny certyfikat – podsuwa Paweł Głuszyński. Jego posiadanie pozwoli gminie – za pośrednictwem firmy komunalnej – na odzyskiwanie i sprzedaż surowców wtórnych. Jednak gra jest warta świeczki tylko wtedy, gdy taki zakład recyklingu i utylizacji już jest, bo inwestycja w kosztowne instalacje z myślą o handlu surowcami w znakomitej większości przypadków okaże się nierentowna. Trzeba również pamiętać, że jeśli gmina dysponuje też środkami transportu i własnym wysypiskiem albo składem, takie rozwiązanie może skończyć się przed sądem.

– UE jest przeciwna tworzeniu się monopoli, w przypadku złamania prawa w tym względzie są nakładane poważne sankcje finansowe na przedsiębiorców. W Polsce jest kilka wyroków Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumenta wskazujących, że skupienie odbioru odpadów, ich transportu i składu w ręku jednego przedsiębiorcy lub gminy jest działaniem monopolistycznym – zwraca uwagę Jerzy Ziaja, prezes Ogólnopolskiej Izby Gospodarczej Recyklingu.

Komu lodówka, komu
Jednak problem elektrośmieci z punktu widzenia lokalnych władz nie kończy się wraz z ich zbiórką. Trzeba z nimi coś przecież zrobić.

– Niestety samorządy poza krótkim składowaniem nie mogą śmieci sprzedać, ani przetworzyć, bo nie są właścicielami odpadów – wyjaśnia Andrzej Białaś z Fundacji Nasza Ziemia. Jedyne, co im wolno, to przekazać je dalej. Zwykle kwestię zagospodarowania elektroodpadów załatwia współpraca z firmami recyklingowymi lub pośrednikami zajmującymi się zbieraniem śmieci. Czasem to przedsiębiorstwa komunalne, częściej prywatne firmy oczyszczania, najrzadziej – umowy z wyspecjalizowanymi przetwórcami. Niestety, wśród partnerów gmin firmy recyklingowe stanowią mniejszość. – W praktyce bywa tak, że gmina zawiera umowę z właścicielem furgonu, który wywozi sprzęt na wysypisko – uśmiecha się kwaśno Paweł Głuszyński.

Eksperci radzą jednak, by szukając odpowiedzialnego partnera, nie rezygnować „z automatu” z małych lokalnych przedsiębiorstw, tylko zweryfikować ich działalność i wesprzeć te działające zgodnie z prawem. – W przypadku, kiedy cały obrót odpadami samorząd skuszony niską ceną zleci grupom kapitałowym, takim jak Sita czy Remondis, istnieje prawdopodobieństwo wypchnięcia z rynku lokalnych firm tworzących miejsca pracy, a tym samym zasilających budżet gminy – zwraca uwagę Jerzy Ziaja.
Andrzej Markowski



\"\"Grzegorz Skrzypczak
prezes Organizacji Odzysku Sprzętu Elektrycznego i Elektronicznego SA ElektroEko

Problem w tym, że nie ma w Polsce jasno zdefiniowanych nie tylko obowiązków, ale i praw wszystkich elementów systemu. Rzecz w tym, że np. skoro producent ma obowiązek przyjmowania starych urządzeń od klientów, powinien móc nimi dysponować. Dzisiaj producent nie ma żadnego prawa do dysponowania zużytym sprzętem. Obowiązujące przepisy nie najlepiej określają również rolę samorządów. Tak naprawdę ani ustawa o zużytym sprzęcie elektrycznym i elektronicznym, ani ustawa o odpadach, ani ustawa o utrzymaniu porządku i czystości w gminach nie zobowiązują jasno samorządów do troski o elektrośmieci. Te w efekcie prowadzą nieefektywną politykę gospodarki odpadami, organizując np. incydentalne zbiórki, podczas gdy przykład państw
zachodnich pokazuje, ze najlepiej sprawdza się budowa publicznej infrastruktury w postaci sieci stałych punktów zbiórki.


\"\"Jerzy Ziaja
prezes Zarządu Ogólnopolskiej Izby Gospodarczej Recyklingu

Zgodnie ze wspólnotowymi dyrektywami wprowadzający produkt na
rynek musi pokryć koszt netto jego zagospodarowania, czyli zbiórki
i przetworzenia. To zasada „zanieczyszczający płaci”, która obciąża
faktycznego wytwórcę odpadu.
Natomiast w Polsce wprowadzający musi wykazać się jedynie potwierdzeniem wykonanego obowiązku odzysku i recyklingu – a to wcale nie jest jednoznaczne z pokryciem kosztów zbiórki i odzysku ani z rzeczywistym recyklingiem. W przeciwieństwie do innych państw UE
w polskim systemie producentom udało się przerzucić koszty gospodarki odpadami w postaci zużytego sprzętu na obywateli i samorządy. Zwykły Kowalski pokrywa przy zakupie koszty wytwórców i dystrybutorów, płacąc wyższą cenę z wliczoną opłatą KGO (za koszt gospodarki odpadami), a gminy muszą spełniać obowiązek zbiórki odpadów.


Forum Samorządowe nr 2/51

powrót

 

»

TURYSTYKA

»

»

URZĘDY MARSZAŁKOWSKIE

»

POBIERZ BEZPŁATNIE

»

Wydarzenia w najbliższym czasie

»

16-17 kwietnia, Warszawa, Forum Mieszkaniowe, https://habitat.pl/fm2024/
Newsletter

»

Zamów newsletter


Sprawdź co słychać w największych samorządowych korporacjach

»